Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/docendo.pod-poglad.ostrowiec.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
Spojrzała mu w oczy, nie kryjąc złych zamiarów.

jej oczach. Miała więcej do stracenia niŜ on, gdyŜ był pewien, gotów by się o to

Spojrzała mu w oczy, nie kryjąc złych zamiarów.

- W każdym razie, jeśli potrzebuje jej lady Helena, niewiele na to poradzę - westchnęła pani Stoneham. - Nigdy w życiu nie napisałabym do pani Hastings, to byłoby wstrętne, nie mówiąc o tym, że zawiodłabym zaufanie Clemency. Ponieważ nie może zostać tutaj, pozostaje tylko Candover Court.
zamordował Jonathana Devlina.
- Panno Tyler, czy kiedykolwiek pływała pani w oceanie?
Hope zaczęła się szarpać. Drewniana poręcz zaskrzypiała złowrogo, wygięła się. Przestraszona córka odciągnęła matkę na bok, lecz sama straciła równowagę, zachwiała się i poleciała do tyłu, na drzwi balkonu. Poczuła ból i puściła matkę. Ta cofnęła się na powrót do poręczy.
drzwiach, miał na sobie dŜinsy i T-shirt. Zastanawiała się, czy on wie, Ŝe jest
Gavin potrząsnął głową i rzekł:
Lysander westchnął.
Clemency nic nie odpowiedziała. Z początku poczuła ulgę, lecz potem zadała sobie w duchu pytanie, czy markiz kocha pannę Baverstock i jak zniesie tę wiadomość?
- Zatrzasnęła za sobą drzwi sypialni.
- Panno Stoneham! Chyba nas pani nie opuszcza? - za¬wołała.
Pani Caird nalała wody do wiadra, które przyniosła z góry.
reszty miasta, można było dostać się do niej jedynie wąską
- Nie - zawołał Mickey. - Nie, nie, nie!
małą interesować, nie zauwaŜał jej. Ale ja wiedziałam, co jest grane.

- Oczywiście, że pozwoli.

Mark niemal wyrwał mu kopertę z ręki.
zrobił się niewielki przeciąg i prawdopodobnie kilka kartek z leżącego na parapecie listu wyfrunęło za okno.
Uświadomiłem to sobie dopiero następnego dnia, gdy wreszcie zabrałem się do przeczytania tajemniczego listu. Już
oczywiście również. Czy zechciałbyś przyjść? Chris się odprężył. - No, nie wiem. Czy Lila dobrze gotuje? George parsknął nerwowym śmiechem i poklepał się po brzuchu. - Chyba widać - znów oblizał wargi. - Chociaż wczoraj musiałem poradzić sobie samemu. Lili nie było. - Naprawdę? - Chris wrócił do przeglądania różowych karteczek z wiadomościami. - Poszła odwiedzić chorą przyjaciółkę. - Mam nadzieję, że to nic poważnego. - Nie sądzę, ale Lila wróciła do domu bardzo późno. Chris ponownie spojrzał na George'a. - Mając taką żonę, jak Lila, też bym się martwił o jej bezpieczeństwo i dobre samopoczucie, George. Nie każ nam czekać zbyt długo na ten proszony obiad, dobrze? George pokiwał głową, zawahał się, jakby niepewny, czy powinien już zakończyć spotkanie, a potem odwrócił się i pospiesznie wyszedł z biura. - Jezu drogi - wymruczał Chris. Nie dziwota, że Lila pieprzyła się, jakby nie było jutra. - Mój mąż umarł w zeszłym roku - oznajmiając to, pani Loretta Foster przeżegnała się. - Niech Bóg ma w opiece jego duszę. - Przykro mi. Czy był na coś chory? - Zdrowy jak ryba, przez całe życie. Pewnego dnia po prostu padł trupem dokładnie tutaj, gdy nalewał sobie kawy. Zator w płucach. Lekarz powiedział, że nie żył już, zanim dotknął podłogi. - Nagła śmierć zawsze jest ogromnym szokiem. Spalone trwałą siwe włosy poruszyły się jak wiązka siana, gdy pani Foster pokiwała głową. - Dobre tylko dla tego, kto odchodzi. Bez bólu i bez problemu - powiedziała, pstrykając palcami, - Gorzej z tymi, którzy zostają. W każdym razie, teraz jesteśmy tylko we dwoje, ja i mój chłopczyk - machnęła w stronę syna, który siedział przed ogromnym, zajmującym niemal całą ścianę małego salonu telewizorem, oglądając kreskówki. Wydawał się pochłonięty starymi odcinkami Rocky'ego i Łosia Superktosia. Pani Foster postawiła przed synem tackę z paczką chipsów i szklanką soku pomarańczowego, nakazując, aby był ostrożny i nie rozlał napoju na dywan. Chłopak nie zwrócił na nią uwagi, podobnie jak wydawał się kompletnie nieświadomy obecności Sayre, która usiadła z jego matką przy stole kuchennym, sącząc słodką mrożoną herbatę. „Dziecko" pani Foster miało czterdzieści parę lat. - Pewnie pani zauważyła, że nie wszystko z nim w porządku - wyszeptała cicho, tak że Sayre z ledwością usłyszała ją poprzez rysunkowe hałasy dobiegające z głośników telewizora. - Taki się urodził. Nie zrobiłam niczego głupiego, kiedy byłam w ciąży. Po prostu taki los. - Dziękuję, że zgodziła się pani na poświęcenie mi czasu dzisiejszego popołudnia. - Sayre nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Chichot pani Foster zatrząsł jej obfitym biustem. - Zazwyczaj nigdzie się nie wybieramy. Poza niedzielami, kiedy chodzimy na mszę, każdy dzień przypomina następny. Mój chłopczyk jest zawsze zadowolony, kiedy przyszykuję mu kolację przed wpół do szóstej. To wszystko, czym zajmuję się popołudniami, więc cieszę się z towarzy-stwa i obecności kogoś, z kim mogę porozmawiać. Ale nie ukrywam, że jestem ciekawa, dlaczego się pani tu pojawiła. Nazwisko Loretty Foster znalazło się na liście, którą Sayre otrzymała w sądzie od znajomej
ciskając do swego torsu, lecz była zbyt rozgorączkowana, by zwracać na to uwagę. - Moja siostra umierała ze strachu o siebie i synka, dlatego wysłała Henry'ego do mnie. Jej mąż brał narkotyki, miał dziwnych znajomych, prawie nietrzeźwiał...
- Nie ma mowy! - Zdecydowanie podszedł do niej i mocno chwycił ją za ramiona. Musiał przemówić jej do rozsądku. - Zrozum, cały ten twój plan jest bez sensu.
- W świetle prawa władcą jest Henry.
- Nie wiem, przecież dopiero przed chwilą dowiedziałam się, iż mogę być nie tylko kwiatem. Wiem jednak, że lubię
Wjechali na szóste piętro. Mark pukał kilkakrotnie, za¬nim drzwi się wreszcie otworzyły. Tammy bezceremonialnie odsunęła go na bok i jak bomba wpadła do środka. Nawet nie spojrzała na zapierającą dech w piersiach panoramę z widokiem na słynną operę. Obchodził ją tylko Henry.
- Tak, niestety, mają się rzeczy. Chris musi najpierw uzyskać rozwód, uczciwie lub nie. Jednak nawet jeżeli Mary Beth podpisze papiery jutro rano, obawiam się, że mój syn nie ma żadnej kandydatki czekającej w kolejce na żonę. Ty natomiast - powiedział, wpatrując się intensywnie w Becka - jeśli przystąpisz do działania, możesz dać mi wnuka w ciągu dziesięciu miesięcy. Beck potrząsnął głową z niedowierzaniem. - Ta rozmowa staje się z minuty na minutę coraz dziwniejsza. Najpierw chcesz, żebym ożenił się z kobietą, która mnie nie znosi, a teraz planujesz jeszcze, żebym został ojcem jej dziecka? Już ja jestem bardziej niż zaskoczony, a potrafisz sobie wyobrazić reakcję Sayre? Albo zabije nas śmiechem, albo krzykiem. Tak czy owak, nawet gdybyś chciał z nią o tym porozmawiać, musiałbyś zabrać się do tego zaopatrzony w krzesło z rzemieniami, bat i uzdę. Możemy już zostawić ten temat? To wykluczone. - Oczywiście, zdaję sobie sprawę z pewnych trudności - powiedział niezrażony Huff - ale jestem pewien, że potrafię sobie z nimi poradzić. - Nie ze wszystkimi, Huff - Na przykład, z czym nie? - Na przykład, z konfliktem interesów. Jestem prawnikiem Chrisa. Huff zmarszczył brew. - I co to ma wspólnego z tą sprawą? - A to, że Sayre uważa, iż detektyw Scott wpadł na jakiś ślad. Obserwował, jak twarz Huffa stopniowo przekształca się w maskę wściekłości. - Sayre sądzi, że Chris zabił Danny'ego? Jak może?! Dlaczego?! Z powodu Iversona? - Zapewne jest to jedna z przyczyn. - I? Beck spojrzał na swoje dłonie, złożone jak do modlitwy. - Wspomniała też coś o Sonniem Hallserze. - Huff nie reagował tak długo, że w końcu Beck podniósł głowę i spojrzał na niego. - Powiedziała, że zabijanie macie we krwi. Twarz Huffa zrobiła się tak czerwona, że Beck się przestraszył, by to nie był ponowny zawał. - Przynieść ci wody? Huff zignorował ofertę. - Sprawa Hallsera zdarzyła się wieki temu. - Najwyraźniej niewystarczająco dawno. Sayre zachowała żywe wspomnienia tamtych chwil. - Czy pamięta również, że nigdy mnie o nic nie oskarżono? - Tak, ale się zastanawia, czy przypadkiem... - potrząsnął głową, nie mogąc zakończyć zdania. - Nie mogę tego powtórzyć. - Zastanawia się, czy przypadkiem nie wyszedłem z fabryki dopiero po tym, jak Hallser wpadł do piaskarni i został wciągnięty przez maszynę? Że może sam go tam wepchnąłem i zostawiłem, by wykrwawił się na śmierć? Beck spojrzał na niego bez słowa. Tak właśnie brzmiały oskarżenia. Nigdy nieudowodnione, nigdy nieprzedstawione w sądzie, jedynie pobieżnie sprawdzone przez przedstawicieli prawa. - Sayre zawsze miała o mnie jak najgorsze mniemanie - powiedział Huff, - Tymczasem ja chciałem tylko zapewnić wszystko co najlepsze całej mojej rodzinie. - Wstał z szezlonga i znów zaczął przechadzać się po oranżerii, - Jeszcze jako wychudzony mały dzieciak z ubłoconymi nogami przyrzekłem sobie, że nie pozwolę nikomu traktować mnie jak śmiecia, nigdy nie będę chował głowy w piasek ani płaszczył się przed ludźmi. Nigdy do tego nie dopuściłem i, do cholery, nie dopuszczę. Jeśli komuś nie podobają się moje metody, to jego problem. Dotyczy to również panny Sayre Lynch Hoyle.
miejsca. - Dla większości ludzi inwentaryzacja i katalogowanie to prawdziwe utrapienie, więc zgłosiłam się do tej pracy na ochotnika. Nawet w wieku komputerów nadal kocham zapach starych książek. - Ja też. Uśmiechnęły się do siebie. Jessica usiadła na obitym tkaniną stołeczku. - Masz ochotę na babeczkę i filiżankę kawy? - Nie, dziękuję. - Wszyscy w piekarni mówili dziś o panu Hoyle'u. Czy jego stan jest poważny? - Wszystko wskazuje na to, że się wyliże. Wczoraj zdarzyło się coś, o czym chciałam z tobą porozmawiać. Nie wiem, czy to ważne, ale między innymi z tego powodu opóźniłam swój powrót do domu. - Co się stało? - Szeryf Harper i detektyw Scott przesłuchiwali Chrisa w związku ze śmiercią Danny'ego. - Sayre streściła zaskoczonej Jessice to, o czym opowiedział jej Beck. - To tylko pudełko zapałek. Jak zauważył Beck, obrońca potrafi przedstawić tysiąc i jeden sposobów, w jaki mogło się ono znaleźć w domku rybackim bez udziału Chrisa. To żaden dowód. - Ale wystarczył, żeby policja zaczęła zadawać sobie pytanie, czy owego popołudnia Chris spotkał się z Dannym. - Też się nad tym zastanawiam, Jessico. Słyszałaś ostatnio o jakimś sporze pomiędzy Dannym i Chrisem? - Zawsze żyli w niezgodzie, czyż nie? Ich charaktery i zainteresowania nie mogły się bardziej różnić. Danny wiedział, że Chris jest faworytem waszego ojca, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Chris jest lustrzanym odbiciem Huffa, Danny nie. Wiedział o tym, akceptował to i chyba nawet podobała mu się ta sytuacja. Nie chciał być taki sam, jak oni. - Czy zabiegał o względy Huffa? - Nie. Myślę, że nie było to dla niego aż tak istotne. Nie zazdrościł Chrisowi, jeżeli do tego zmierzasz. - A czy Chris był zazdrosny o Danny'ego? Jessica roześmiała się, wyraźnie zaskoczona. - Dlaczego miałby być? - Nie wiem. Strzelam na ślepo. - Sayre wstała i podeszła do okna, z którego widać było to samo śliczne podwórko. Wróble już odleciała pszczoły brzęczały pracowicie, unosząc się nad amarantowymi kwiatami róż. Po spękanych płytkach chodnikowych wędrowała tłusta czarna gąsienica. - Nie wiem, czego szukam, Jessico. Pomyślałam, że Danny wspominał o jakiejś kłótni lub konflikcie między nim a Chrisem. - Chris spotyka się z zamężną kobietą. Danny tego nie pochwalał, ale z tego, co mi opowiadał, cudzołóstwo nie było dla jego brata niczym nowym. Pod względem moralnym obaj zawsze byli na przeciwległych biegunach. Coś mi mówi, że... - Jessica zamilkła. Sayre odwróciła się od okna i spojrzała na nią. - Coś ci mówi, że co? - To po prostu przeczucie. Nie mogę mieć pewności. Sayre usiadła na krześle i pochyliła się w kierunku dziewczyny. - Znałaś Danny'ego lepiej niż ktokolwiek inny. Myślę, że dużo lepiej niż jego własna rodzina, a nawet on sam. Ufam twoim przeczuciom. - Ten problem, który dręczył Danny'ego... - Sądzisz, że miał jakiś związek z Chrisem?
- Nie, ale mam duże doświadczenie ze złamanymi sercami. Potrząsnął głową, jak gdyby chciał powiedzieć: „Celny strzał". - Jesteś twardą, bezduszną kreaturą, Sayre. - Uczyłam się od najlepszych. - Rozumiem, że to aluzja do mnie. Twoja matka... - Nie przywołuj w tej rozmowie matki, zwłaszcza po to, by wywołać we mnie poczucie winy, że śmiałam się tobie sprzeciwić. Nie jestem słodką, uległą kobietą, jaką była ona. Nie sądzę, żeby spodobało jej się to, kim się staliśmy. - Pewnie masz rację. Może z wyjątkiem Danny'ego. On by się jej podobał. Cieszę się, że nie było jej z nami, gdy go składaliśmy do grobu. - Ja również. Żadna matka nie powinna być zmuszona grzebać swoje dziecko. Spojrzał na nią zwężonymi oczami. - Pewnie w to nie wierzysz, Sayre, ale ja też opłakuję Danny'ego. Naprawdę. - Kogo próbujesz przekonać, Huff? Mnie czy siebie samego? - W porządku, nie wierz mi. Mam jednak wiele powodów do zmartwień. Najpierw Danny, a teraz Chris i te wszystkie podejrzenia. - Chris... ? O czym ty mówisz? - Panno Hoyle. Do pokoju weszła pielęgniarka, żeby przypomnieć o nieprzedłużaniu wizyty. Sayre skinęła głową, nie trudząc się korygowaniem własnego nazwiska. - Nie przejmuj się nią - powiedział Huff, gdy salowa wyszła. - Nie odważy się wyrzucić cię stąd. Problem w tym, że Sayre nie mogła się doczekać, żeby wyjść. - Wyzdrowiejesz, Huff. Nie sądzę, żeby piekło było już gotowe na twoje przybycie. Uśmiechnął się jednym kącikiem ust. - Szatan zapewne doceniłby przeciwnika. - Szatan nie jest dla ciebie żadnym przeciwnikiem. - Ty chyba rzeczywiście tak uważasz. - Wierz mi, że tak. - To dość okrutne słowa wobec człowieka, który kilka godzin temu mógł umrzeć. Nosiłaś w sobie tę nienawiść od lat. Może wreszcie przestałabyś się na mnie wściekać? - Nie jestem na ciebie wściekła, Huff. Gniew jest emocją, a ja nie czuję do ciebie nic. Absolutnie nic. - Naprawdę? - Naprawdę. - Dlaczego więc wróciłaś tutaj, żeby zobaczyć swojego biednego starego ojca po raz ostatni, zanim kopnie w kalendarz? - Dlaczego po mnie posłałeś? Uśmiechnął się sprytnie, a zaraz potem parsknął śmiechem. - Żeby udowodnić, że przybiegniesz tu czym prędzej, no i proszę. Oto jesteś, Sayre. 13 - Jak myślisz, o czym rozmawiają? W odpowiedzi Beck spojrzał na Chrisa, wzruszył ramionami i wrócił do wertowania starego magazynu „People". - Skąd się wziął konflikt między nimi? - spytał. - To stara sprawa z czasów, gdy Sayre była jeszcze nastolatką. Chodziła w liceum z Clarkiem
Przez całą kolację pragnął jej do szaleństwa. Gorzej. Pragnął jej przez cały dzień. A może to zaczęło się już dużo wcześniej? Może w samolocie? A może jeszcze w dalekiej Australii?
Mark zaczynał przeczuwać, że to będzie trudniejsze, niż przypuszczał.
- Oddam go do żłobka.

©2019 docendo.pod-poglad.ostrowiec.pl - Split Template by One Page Love